Etykiety

środa, 10 sierpnia 2011

Maybelline, One By One


Tusz, rzecz ważna, może i nawet najważniejsza? Dla mnie tusz to osobisty kosmetyk nr 3, zaraz po różu i korektorze, ale znam osoby, które bez tuszu nie przeżyją i którym tusz wystarczy za cały makijaż. Lubię się od czasu to czasu zrujnować na jakiś mocno kosztowny tusz, zważywszy jednak, że używam każdego dość krótko - jednak mało się opłaca, i kiedy mam kolejny finansowy kryzys, albo nagły zryw oszczędności, wtedy właśnie przysięgam solennie, że nigdy więcej nie kupię tuszu za 100 zł. Po jakimś czasie się łamię albo mam nagły niespodziewany przypływ gotówki, albo muszę, muszę bo się uduszę kupić sobie coś do makijażu. I tusz to najlepszy wybór, bo tak szybko się zużywają, no i a nuż trafię na jakiegoś św. Graala?
Prawie zawsze wybieram tusze pogrubiające, wydłużające, dające "efekt sztucznych rzęs" i takie tam, bo moje własne rzęsy, może i gęste, ale krótkie i zupełnie zwyczajne. Mam kilka swoich ulubionych górnopółkowców - klasyk YSL Effet Faux Cils, Diorshow, czy Armani Eyes to Kill - ale po ostatnim YSL obiecałam sobie, że więcej nie kupię czegoś, co przypomina ciastolinę już po 3 tygodniach (owszem, ma wiele zalet, daje spektakularny efekt, jeden z nielicznych tak pięknie pachnących tuszy ale gęstnieje w niewiarygodnie szybkim tempie). Niestrudzenie kupuję i testuję tańsze tusze, w nadziei, że jakiś godny następca sztucznych rzęs za niewielką cenę się właśnie pojawił na rynku... Tusze Maybelline lubię, miałam ich tak dużo, że trudno byłoby zliczyć je wszystkie i uważam, że większość można właściwie brać w ciemno: te z serii Volume Express i ich kolejne wariacje są na ogół bardzo przyzwoite. Zachęcona pozytywnymi doświadczeniami z Colossal i Falsies (które osobiście polubiłam), kupiłam One by One jakiś czas temu (promocja w Rossmannie się do tego wydatnie przyczyniła...). Skoro ostatnie tusze Maybelline były fajne, to ten musi być jeszcze fajniejszy, skoro ma gumową szczotkę! Uwielbiam wszystkie tusze z gumową szczoteczką ale tu mamy jasny przykład, że gumowa szczoteczka jednak nie wystarczy. Nie wiem, co z tym tuszem jest nie tak, ale jest po prostu kiepski. Trzeba się nieźle napracować - w domyśle namachać szczotką - żeby uzyskać na rzęsach jakiś przyzwoity efekt. Moim zdaniem słabo pogrubia i wydłuża, umieściłabym go raczej w kategorii "naturalny look". To pierwszy znany mi tusz z gumową szczoteczką, który skleja rzęsy - myślałam, że to niemożliwe, wszak wszystkie gumowce na ogół bardzo ładnie rozdzielają rzęsy. Ten napawdę trudno nałożyć równomiernie, łatwo posklejać rzęsy, finalnie i tak nie wyglądają jakoś oszałamiająco: takie trochę jakby... potargane, nieporządne. Nie podoba mi się to i więcej go nie kupię. Może winna jest konsystencja tuszu? Jest dość gęsty i dość suchy. Wracam do Masterpiece MF albo Volume Flash Rimmel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz