Etykiety

czwartek, 11 sierpnia 2011

Inglot, Konturówka do powiek w żelu


Lubię kreski na powiekach. Wiem, wiem, nie powinno się przyzwyczajać do pewnych stałych elementów w makijażu, potem wchodzą w krew i pozbyć się ich trudno, a nie zawsze służą… Pocieszam się marnie, że kreski maluję w różny sposób, kredką, płynnym tuszem, cieniami, rozmazuję. Nie da się jednak ukryć, że jest to jeden z moich żelaznych punktów w makijażu i mając pełen makijaż, bez kresek na górnych powiekach czuję się jakoś nie do końca dobrze. Jeszcze do niedawna najbardziej lubiłam płynne eyelinery, koniecznie z cieniutkim pędzelkiem. Żadne patyczki, musi być pędzelek. Kredki w ostateczności – najlepiej tłuste, które można potem rozmazać. Lubię też kreski malowane cieniami – łatwe, praktyczne, niekłopotliwe. Gdy pojawiły się żelowe eyelinery, byłam nieco sceptyczna – cóż, ciężko przełamać te kosmetyczne narowy… byłam pewna, że narysowanie równej, porządnej linii zajmie mi całe wieki (na co, jak powszechnie wiadomo, rano nigdy nie ma czasu). Co by nie topić większej kasy, postanowiłam nabyć niezbyt drogi liner i nie żałować zakupu w razie wpadki, choć Mac Fluidliner bardzo mi się podobał, ze względu na kolorystykę. Ale potem moja siostra zaprowadziła mnie na stoisko Inglota i okazało się, że ichnie kolory owszem, niczego sobie. Wiem, że Inglot zbiera mieszane opinie, ale ja lubię tę markę za lakiery, odżywki do paznokci, cienie i róże. A i jeszcze korektory – te produkty miałam, wiele z nich używam po dziś dzień i są bardzo dobrej jakości. Ten eyeliner w żelu został kupiony na próbę, do testów, a stał się moim ulubionym i choć potem kupiłam jeszcze inne odcienie innych marek, odruchowo wszystkie porównuję do Inglota i to właśnie Inglot pozostaje moim ulubionym. Mam 2 odcienie, 90 i 75, brązowy i fioletowy. Są matowe i bardzo mocno napigmentowane. Jak dla mnie, mają idealną konsystencję – są dość zbite, ale nie za suche ani zbyt wodniste. Niestety, wysychają zbyt szybko (fioletowy wysycha szybciej, ciekawe czemu – oba były szczelnie zakręcane, używane z tą samą częstotliwością) i na pewno nie uda się ich zużyć do końca – a są wydajne, pewnie dzięki dużemu nasyceniu kolorem. Nakłada się je łatwo i bezproblematycznie, pędzelek ślizga się po powiece – używam tego też z Inglota i bardzo go lubię, ma długą rączkę, jest wygodny i rysuje cienką, precyzyjną linię. Zastyga błyskawicznie i jest dziko trwały, więc poprawki raczej wykluczone, trzeba zmyć wszystko i zacząć od nowa, ale dzięki temu jest naprawdę wodoodporny i nie bałabym się użyć go na plażę czy basen (ja się w takie miejsca nie maluję, ale jak ktoś lubi, to jest idealny kosmetyk). Bardzo, bardzo trwały, wymaga demakijażu czymś oleistym albo dobrym micelem. Ogólnie – to mój ulubiony liner, przestawiłam się z płynnych kompletnie i polecam wszystkim właśnie Inglota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz